środa, 4 maja 2016

Muzeum skorupiaków w Cupra Maritima i chill out na plaży.



Dzisiaj dzień rozpoczęliśmy nieco później, bo o godzinie 9.00. Program na środę był dość prosty. Zwiedzaliśmy muzeum malakologii, czyli muzeum skorupiaków. Mieści się ono w Cupra Maritima i jest ono muzeum z największą we Włoszech kolekcją skorupiaków, muszli oraz wyrobów głównie z masy perłowej. 

Cupra di Maritima:




 Zostało stworzone przez pasjonata tego tematu i zwiedzając widać, że cokolwiek, co w choćby najmniejszym stopniu jest związane z jego hobby zasługuje na miejsce w jego kolekcji. Kolekcji, która zawiera przeszło milion eksponatów. Przeczytanie opisu każdego z nich, zdaniem właściciela zajęłoby nam około kilku dni. Do niedzieli powinniśmy się wyrobić.

Zwiedzanie poprzedziła prezentacja tematu i prawdę mówiąc bez niej sama ekspozycja nie miałaby większego sensu.

Tak, więc malakologia wzięła swoją nazwę od słowa mollusk – mięczak. Na świecie występuje około 125 tysięcy gatunków, które są zróżnicowane wielkością, kształtem kolorem oraz biologią. Mięczaki przystosowały się do zamieszkiwania każdego środowiska, oprócz powietrza. Oczywiście muzeum najbardziej koncentrowało się na tej części, która związana była z morzem.

Największym okazem była „muszla zabójca – killer shell”. Mogła ważyć do 280kg a mięczak żyjący wewnątrz do 45 kg. Nazwana została tak, błędnie zresztą, przez rybaków, którzy widząc olbrzymie szczęki zamykające i otwierające się na przemian, uznali, że ma mordercze zamiary. Okazuje się, że filtruje wodę wychwytując z niej substancje organiczne.

Z kolei najmniejsze okazy skorupiaków mogą być wielkości ziarenka piasku i są w zasadzie niedostrzegalne dla ludzkiego oka.

Inne muszelki już tak przyjazne nie są. Potrafią wystrzeliwać kolce z trucizną w kierunku małych rybek, paraliżujące je a następnie powoli podpływać w celu spałaszowania zdobyczy.

W Oceanie Indyjskim żyją sobie takie muszelki, które po ukłuciu dorosłego człowieka dają mu do około 4 sekund na sporządzenie testamentu i zamknięcie spraw doczesnych. Kolce z trucizną oczywiście pełnią także funkcje obronne.

Mięczaki mogą mieć skorupę lub, jak mątwa jej nie mają. Żywią się albo wyżej wymienionymi rybkami, substancjami organicznymi filtrowanymi z przepompowywanej przez nie wody lub roślinami morskimi. Ich języki podobnie jak ślimaka funkcjonują jak piły lub tarki. W rejonie San Benedetto mięczaki cozze e vongole – te pierwsze to małże te drugie to małe muszelki są tutaj często spotykane zwłaszcza w makaronie, zupach, przystawkach a także na pizzy z owocami morza. 




Rybacy jednak muszą być szczególnie ostrożni, ponieważ muszle wychwytują także zanieczyszczenia i mogą być źródłem bardzo groźnych chorób takich jak cholera i żółtaczka.
Najbardziej znanym i wykorzystywanym przez człowieka w rzemiośle surowcem pozyskiwanym od skorupiaków jest masa perłowa. Dzieła z niej wykonane, przepiękne, były prezentowane w muzeum. Ślicznie zdobione wachlarze, szachownice oraz figury szachowe a także sztućce. Wszystko to było zrobione z masy perłowej.

W środkowej Afryce muszle funkcjonowały, jako środek płatniczy. Dla przykładu wóz z dwoma wołami kosztował około 40 tysięcy muszelek, gdy żona zaledwie 25% tej sumy. Trzeba przyznać, że bardzo ciekawe przeliczniki tam mieli.

Dziękujemy też panu Christianowi za tłumaczenie, ponieważ nasz przewodnik nie mówił po angielsku.





























W muzeum spędziliśmy kilka godzin i udaliśmy się na przerwę nad morze. Uczniowie poszli na lody i relaksowali się na plaży. Zdaniem Christiana pogoda w San Benedetto jak na maj jest nietypowa. Zazwyczaj początek maja przynosi pierwszą falę upałów. W tym roku, choć już na szczęście nie pada, jest około 18-20 stopni, jest wietrznie i słońce czasami wygląda zza chmur. Wtedy robi się gorąco, ale gdy się schowa ponownie, wiatr staje się nieco dokuczliwy. To nie przeszkodziło kilku śmiałkom (Roman) zaryzykować kąpieli i ku przerażeniu Włochów wykąpali się podczas przerwy w morzu. Temperatura wody jest już teraz wyższa niż w Bałtyku w sezonie i mogę to potwierdzić, bo też skorzystałem z kąpieli tyle, że już po powrocie do San Benedetto.  









Chociaż pierwsze dni pobytu były deszczowe, mieliśmy o tyle szczęście, że zazwyczaj w tym czasie albo byliśmy w budynku albo było już popołudnie i uczniowie mogli się schować w domach swoich partnerów.
Wczoraj wieczorem większość grupy udała się popołudniu do jednego z barów, gdzie można było łypnąć okiem na zmagania Bayernu Monachium z Atletico.

Aurora z siostrą dały wczoraj przy stole pokaz możliwości wokalnych tym razem śpiewając. Po włosku, hiszpańsku i po angielsku. Nie żeby nie skorzystała z okazji by energicznie przedyskutować jakiś problem z rodzicami i babcią, która wiozła Jędrka i Dominika wczoraj pod prąd. Stereotyp Włocha, który znaki drogowe traktuje bardziej, jako sugestię niż sztywny zakaz lub nakaz okazuje się być dość prawdziwy. Przechodząc przez pasy staram się zachować szczególną ostrożność. Pieszy tutaj jest czymś w rodzaju zła koniecznego.

Muszę wprowadzić korektę do wczorajszego wpisu. To oczywiście Kacper (nie Hubert) z Jankiem uczyli się nawijać spaghetti na łyżkę.

Radek poprosił partnera, by kupił mu na śniadanie coś typowo włoskiego. Dostał pączka.

Julia zaprzecza teorii niezdolności Włochów do planowania. Jej partnerka informuje ją o wszystkim a zaplanowała szczegółowo nawet posiłki na cały tydzień. Tata Julki po wizycie w barze jeszcze wieczorem pokazał jej San Benedetto nocą. Pojechali nawet na promenadę.



Podobnie jak w zeszłym roku, uczniowie chwalą gościnność rodziców swoich partnerów. Bardzo o nich dbają, starają się trochę rozpieszczać. Podobnie jak w zeszłym roku mało, który rodzic mówi po angielsku, co nie przeszkadza im podejmować prób komunikacji. Brat Marco (partner Kacpra i Janka) wszędzie ich wozi. Alfą Romeo. To chyba coś znaczy, skoro podkreślona została marka samochodu.

Jędrek, a skoro Jędrek to pewnie Dominika też, spróbowali przygotowanych przez babcię Aurory oliva de ascolana. Zdaniem Jędrka pychota. Potwierdzam. To tutejszy wyrób i coś w rodzaju certyfikowanego produktu regionalnego. Są to bardzo duże oliwki nadziewane mięsem i smażone w panierce na głębokim oleju.





Radek, ze względu na to, że jest blondynem, zauważył, że przyciąga uwagę w miejscach publicznych i w restauracjach ludzie bez większej żenady przypatrują mu się długo i uważnie.

Licealiści, zwłaszcza Wiktoria cierpią, ponieważ rodzice Heleny, starają się im przygotowywać posiłki na polską modłę. Czyli jest dużo mięsa. Chłopcy nie narzekali. Licealiści mieszkają nad samym morzem i w zasadzie za płotem jest już plaża. Ale nie mają furtki, która by im pozwoliła na nią wejść. (Iwan sugerował, żeby to podkoloryzować trochę, ale staramy się trzymać faktów).

 

Ktoś, zapomniałem, kto (dziewczyna), stwierdziła, że dzisiaj poproszono ją, by się pospieszyła. „Zdziwiłam się, bo myślałam, że oni nie znają takiego słowa jak pośpiech.”
Kilkoro włoskich rodziców stara się nauczyć polskich słów i zwrotów. Mama partnera Radka próbuje, na razie bezskutecznie wymówić słowo „szczur”.

Ponieważ początkowo myślałem, że mogę nie mieć materiału na tworzenie interesujących dla Państwa wpisów, choćby przez fakt, że jestem drugi rok z rzędu w tym samym miejscu poprosiłem uczniów, by przesłali mi fotografie swoich pokoi, domów. Tak, żebyście mogli zobaczyć, w jakich warunkach mieszkają. Oto i one:

















Rodzice partnerów naszych uczniów mają mieszkania i domy, o różnej wielkości i standardzie oczywiście. W tym roku ponoć Miłosz wylosował pięciogwiazdkowe zakwaterowanie. 



Nieruchomości w samym San Benedetto są bardzo drogie. Młodym ludziom, którzy zaczynają swoją przygodę z pracą zawodową, trudno jest kupić (nawet na kredyt) lub wynająć tutaj mieszkanie. Nie mówiąc już o domach.

Ponad to, sama miejscowość może być uciążliwa dla przeciętnego mieszkańca. Około 500 metrów, może kilometr od plaży miasteczko przecina linia kolejowa. Ponieważ Włochy to kraj górzysty, najważniejsza (nazywana nadbrzeżną) linia kolejowa łącząca północną część Włoch z południową biegnie właśnie po wschodniej stronie kraju. Blisko linii brzegowej.
Podobnie jak w Polsce pociągi dalekobieżne są raczej dobrej jakości i punktualne za to kolej regionalna pozostawia wiele do życzenia zwłaszcza pod względem standardu taboru.

Wiktoria, która dojeżdża codziennie do szkoły z Heleną i z Romkiem i dwoma Michałami zrobiła kilka zdjęć, znaków ostrzegawczych, które zauważyła na stacji i w pociągach. Wygląda na to, że każda podróż jest niebezpieczną przygodą :-).







Tuż za linią kolejową biegnie autostrada. Wybranie, więc mieszkania w dobrej okolicy jest dość trudne ze względu na bliskość, dość hałaśliwych ciągów komunikacyjnych. Trzeba też wziąć pod uwagę fakt, iż San Benedetto w sezonie z 50 tysięcy ludzi może urosnąć aż trzykrotnie i robi się tłoczno i głośno, szczególnie w pobliżu ulic klubowych. 

Część miasta jest także zalewana podczas szczególnie obfitych ulew, które zdarzają się tu nader często.
Jeśli ktoś dysponuje mniejszymi zasobami, może zdecydować się na osiedlenie na wzgórzach. Ma to swoje plusy. Wioski i miasteczka położone wewnątrz lądu są zazwyczaj spokojniejsze i mniej atrakcyjne dla turystów. Widoki są obłędne i ceny ziemi oraz nieruchomości mniejsze. Minus jest taki, że w zasadzie wszędzie jest daleko i trzeba korzystać bardzo często z samochodu. Rower odpada ze względu na wysokie wzniesienia do pokonania. Problemem są też drogi, które zimą i podczas deszczu stają się niebezpieczne i czasami nieprzejezdne. Podobnie jak w Polsce drogi gminne i powiatowe tu także pozostawiają wiele do życzenia.

Jutro gwóźdź programu. Rzym! Wyruszamy o godzinie 6.30. Powinniśmy wrócić około 21. Poinstruowałem uczniów, by zostawili dokumenty podróży w domach. Rzym jest znany z wysokiej klasy kieszonkowców, więc także ostrzegłem Państwa dzieci, by szczególnie pilnowali swoich kosztowności. Na szczęście tym razem temperatura nie powinna być tak wysoka jak w zeszłym roku.
Zmienił się także program zwiedzania. Podobnie jak rok temu rozpoczniemy przy Koloseum ale  przejdziemy tym razem do Kapitolu. Tam będzie przerwa na lunch. Następnie po przerwie rozdzielimy się. Część uczniów będzie mogła zobaczyć Piazza Nawona, Panteon i fontannę di Trevi. Część uda się ze mną ponownie do Watykanu. Taki jest z grubsza plan. Sprawy techniczne załatwimy rano.
Nie obiecuję, że dam radę opisać dzień jutro. Jeśli nie, to dostaniecie Państwo podwójną porcję wiadomości w piątek w godzinach nocnych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz