poniedziałek, 4 maja 2015

Poniedziałek. Dzień w szkole.



Dzień rozpoczął się przed ósmą rano przed szkołą. Jej pełna nazwa to Instituto Tecnico Comerciale „Capriotti”. P. Capriotti był młodym mikrobiologiem. Urodził się i wychował w San Benedetto del Tronto i z tego, co zrozumiałem był także wzorem dla młodych ludzi, choć nikt nie umiał mi odpowiedzieć, czy pracował, jako nauczyciel, czy nie. 


 

Typowy dzień szkolny rozpoczyna się tutaj właśnie o godzinie 8.00 rano. Dla klas liceum ogólnokształcącego kończy się o 13.00 zawsze, a dla klas liceum ekonomicznego trwa godzinę dłużej. W zamian za to jednak, uczniowie chodzą do szkoły sześć dni w tygodniu – od poniedziałku do soboty. Tydzień pracy nauczycieli jest nadal pięciodniowy. Mają wolną niedzielę i jeden wybrany (lub narzucony planem) dzień tygodnia. 
Uczniowie włoscy biorący udział w wymianie chodzą do klas liceum lingwistycznego i liceum ekonomicznego.



Po wejściu do szkoły uczeń musi odbić kartę elektroniczną. System zanotuje czas „zalogowania się w szkole”. Nauczyciel na początku zajęć widzi już przygotowaną listę uczniów i musi się tylko upewnić, czy ktoś nie odbił karty, by później zamiast do klasy pójść na wagary. 



W tej szkole nie ma spóźnień. To znaczy są, ale nie w polskim wydaniu. Jeśli ktoś się spóźni choćby minutę musi po odbiciu karty udać się do świetlicy i traci pierwszą godzinę zajęć.
Budynek szkoły jest ogromny, ale także trochę niedoinwestowany. Uczy się w nim blisko 2000 młodych osób.  Jest czysto (oprócz okien), ściany są troszkę okopane.  Stoły, krzesła, tablice też pamiętają nieco lepsze czasy. Za to hala sportowa jest duża i bardzo dobrze wyposażona.



Spotykamy się w piwnicy w sali, która jest czymś w rodzaju świetlicy. Tam możemy zostawić kurtki i plecaki. Wypytuję uczniów o wieczór. Większość zdążyła po powrocie wyjść z partnerami na spacer po San Benedetto. Niektórzy spotkali się w większych grupach na plaży. 



Z prognozy pogody wynika, że zapowiada się bardzo słoneczny tydzień. Temperatura powietrza około 21-25 stopni, bezwietrznie, bez opadów.

Dzielimy się na 5 grup i zostajemy oprowadzeni po szkole. Na każdym piętrze w strategicznym punkcie siedzi woźny. Jego zadaniem jest wydawanie kluczy i pilnowanie porządku. Nauczyciele nie chodzą na „dyżury” na przerwie. Uczniowie są nadzorowani przez woźnych albo wcale.

Szkoła nie jest monitorowana. Jest dostępne wifi, ale nie dla uczniów. Nauczyciele mogą z niego korzystać, ale w okrojonej formie. Na przykład Facebook, blogspot.com jest zablokowany. Microsoft Outlook odbierze pocztę, ale z serwera szkolnego już żadnej wiadomości nie wyśle. Trzeba zalogować się na stronie swojego dostawcy poczty i wysłać list z poziomu przeglądarki.

Po obchodzie szkoły zostajemy zaproszeni do hali sportowej, gdzie czeka na nas niespodzianka w postaci powitalnego występu przygotowanego, przez uczniów włoskiej szkoły. Część z występujących bierze udział w wymianie pozostali to ich koleżanki i koledzy. Konferansjerem podczas występów jest dziewczyna, której tata pochodzi z Polski i kolejnych występujących zapowiada w języku polskim. Co zrobiło ogromne wrażenie. Program występów zawierał pokazy taneczne, gimnastyczne i wokalne. W pewnym momencie dziewczyny prezentujące taniec, zaprosiły wszystkich uczestników wymiany do wspólnej zabawy.
Na koniec zostaliśmy formalnie powitani przez vice-dyrektora szkoły. Wręczono mi symboliczne klucze do budynku. Wraz z nimi powitalny list.








San Benedetto del Tronto

3-9 may 2015.

It’s with immense pleasure that we open the doors of our school, of our houses and our town to welcome you with us all.

Enjoy your week here in San Benedetto del Tronto.

Z olbrzymią przyjemnością otwieramy drzwi naszej szkoły, domów i naszego miasta, by powitać was wszystkich.

Życzymy miłego tygodnia tutaj w San Benedetto del Tronto.





Zostaliśmy zaproszeni przed główne wejście. Do jednego z masztów została przywiązana polska flaga, i podczas gdy pan woźny wciągał ją na maszt poproszono nas o odśpiewanie hymnu narodowego. Po czym Włosi odśpiewali swój hymn przed włoską flagą wiszącą przez cały czas przed szkołą tuż obok flagi Unii Europejskiej. Polska flaga będzie łopotać przed drzwiami Instituto Capriotti przez cały tydzień naszego pobytu, tuż obok belgijskiej, bowiem jutro przyjeżdżają do San Benedetto uczniowie z Belgii. Też na wymianę.



Następnie udaliśmy się na mały poczęstunek z powrotem do świetlicy.


Po czym, w la sala rosa (czyli w klasie czerwonej) od czerwonych oparć krzeseł obejrzeliśmy trzy prezentacje. Jedna została złożona ze zdjęć, które włoscy uczniowie zrobili w Polsce. Nie tyle oddawała zrealizowany w naszym kraju program wymiany, ale bardziej atmosferę i relacje miedzy polskimi i włoskimi partnerami.



Postaram się zdobyć tę prezentację i wstawić ją później tutaj.


Kolejne prezentacje dotyczyły rejonu Marche i samego San Benedetto.


Zajęcia w szkole zakończył Richard, który przez godzinę prowadził warsztaty w języku angielskim. Sprowadziły się one do luźnej konwersacji o Polsce, o zwyczajach, muzyce i kulturze. Także o szkole i planach na przyszłość. Wiktoria i Agata zmonopolizowały rozmowę wraz z Szymonem. Michał też był bardzo aktywny. Każdy z uczniów polskich poproszony przez Richarda o wypowiedź dał radę. Było mi troszkę głupio, ponieważ zazwyczaj w takich sytuacjach wychodzę. Z doświadczenia wiem, że obecność swojego nauczyciela języka angielskiego podczas tego typu zajęć dodatkowo stresuje uczniów. Dostają +10 do nieśmiałości i -10 do odwagi. Dzisiaj było inaczej. Dla niektórych uczestników to jest trzecia wymiana z rzędu. I mogę zaobserwować, że odwaga w mówieniu po angielsku niekoniecznie przychodzi wraz z umiejętnościami. Raczej z wiekiem. Thank you, guys!

Wybiła godzina pierwsza. Czas na lunch.

Jedzenie jest problemem J. Włosi nie jedzą dużych śniadań, nawet czasem w ogóle nie jedzą śniadań. Po czym przychodzi pora lunchu. Jest to sałatka lub makaron. Czasem duuuuża kanapka albo kawałek pizzy. Obowiązkowo kawa. Espresso, ewentualnie cappuccino. Pani Paola oprowadzając nas po przyjeździe w niedzielę po mieszkaniu, chcąc zaakcentować dbałość o szczegóły i zmysł obserwacji zwróciła mi uwagę, że kupiła dla nas specjalnie polską kawę. W sensie kawę rozpuszczalną, którą z jakiejś przyczyny nazywa Polish coffee. Być może, dlatego że taką dużą, w kubku, rozpuszczalną z mlekiem, zrobioną w kuchni WWSSE dostała ode mnie w marcu w Polsce i choć trudno mi uwierzyć, że nigdy wcześniej nie piła rozpuszczalnej kawy, nie zmienia to faktu, że jest ona tutaj niepopularna.

Tak więc jedzenie jest problemem:

Szymon pisze smsa: Tata Aurory mówi mi, żebym jadł, bo jak nie to mnie zabije. It’s difficult to explain because I ate lunch at school. Help! Z jakiejś przyczyny połowa wiadomości jest w języku polskim. Druga połowa w angielskim. Może dla podkreślenia powagi sytuacji. Nie do końca wiem, czy Szymon zjadł lunch w obliczu gróźb karalnych. Czy jeszcze żyje przekonamy się jutro.

Odpisałem, że to w szkole to nie był lunch.

On pyta, więc, co to było.

Nie wiem.

Innego Szymona partnerki tata jest właścicielem restauracji. Na obiad otrzymał burgera wielkości Kilimandżaro. Jedzenie jest definitywnie problemem. No bo tak:

Obiad je się wieczorem, około godziny ósmej. W teorii można go rozpocząć od antipasti, czegoś w rodzaju zakąski. Czymś małym dla podkręcenia apetytu. Następnie czas na primi piatti, czyli pierwsze danie. Zazwyczaj makaron albo zupa. Secondi piatti to danie główne. Mięsko albo rybka. Lepiej rybka. San Benedetto to miejscowość nadmorska. Świeże ryby i owoce morza to specjalność tutejszej kuchni. No i deser.

Tak na serio nikt nie pochłania codziennie wszystkich czterech dań na raz. Primi piatti, będąc lżejszymi posiłkami, są popularne w porze lunchu. Paola żartuje, że około południa we Włoszech gotuje się kilkadziesiąt milionów litrów wody a w niej przeróżne makarony. Secondi piatti je się na kolację, która jest obiadem. I kawa. Do czego też nasza młodzież nie jest przyzwyczajona.

Jeśli chodzi o mnie. Jestem w kulinarnym niebie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz