Nareszcie
mogę Państwu opowiedzieć o ostatnich dwóch dniach.
„Przypominam
o pasach.” Jeśli szukalibyśmy tekst przewodni, swoisty Bon Mot całego wyjazdu
to jest to. Pani Maria zawsze po wejściu do autokaru przypomina o pasach. I
słusznie! Safety first!
Do Rzymu
wyjechaliśmy o wiele wcześniej niż zwykle, bowiem o 6.40.
Michał,
który nas we czwartek musiał opuścić, miał jakąś dziwną fazę na robienie zdjęć.
Zanim po ściągnięciu na dysk pojawiło się pierwsze zdjęcie z Rzymu obejrzałem 450!
słownie: czterysta pięćdziesiąt zdjęć gór, pasów ruchu, gór, wzgórz i gór.
Szymon ma
rodzinę, która przeprowadziła się tu z Neapolu. Cytat: U nich w domu mieszkają
rodzice mojej partnerki i ona plus jej siostra z chłopakiem. Niedawno mieszkała
druga siostra też z chłopakiem. Oni (znaczy narzeczeni) pracują razem i są
przyjaciółmi. W pierwszy dzień przyjechali wszyscy w odwiedziny i jeszcze jedna
kuzynka z mężem i małym chłopcem. Położyli na stole trzy olbrzymie pizze i napoje i
zaczęli do siebie mówić. Wszyscy naraz. Wszyscy podniesionym głosem,
gestykulując. Do mnie też ciągle coś mówili i gestykulowali. Ja, proszę pana, nigdy
czegoś takiego nie widziałem.
Emil pyta się, czy grałem kiedyś w Assassina. (Assassin's Creed). Poniżej zrzut z ekranu gry. Mówię, że nie ale wiem jak wygląda. - No to, proszę pana tutaj jest prawie tak jak w Assassinie. To miłe, - odpowiadam - że starożytni architekci mogli czerpać inspirację z tej bądź co bądź niezłej gry.
Emil pyta się, czy grałem kiedyś w Assassina. (Assassin's Creed). Poniżej zrzut z ekranu gry. Mówię, że nie ale wiem jak wygląda. - No to, proszę pana tutaj jest prawie tak jak w Assassinie. To miłe, - odpowiadam - że starożytni architekci mogli czerpać inspirację z tej bądź co bądź niezłej gry.
W drodze do
Rzymu przejeżdżaliśmy tunelem o długości 10 kilometrów. Pierwszy znak, który
nas zaskoczył to było ograniczenie prędkości do… 100 kilometrów. Zaczęliśmy
żartować, jakie znaki byłby w naszym kraju. Oprócz oczywistego ograniczenia
prędkości do 40 km. pojawiły się następujące propozycje: Droga z pierwszeństwem
przejazdu, zakaz skrętu w lewo itd. Wygrał taki żółty trójkąt z sarenkami
ostrzegający przed zwierzyną leśną. W oparach absurdu docieramy do stolicy
Italii.
W Rzymie po
wyjściu z autobusu otrzymaliśmy elektroniczne odbiorniki i słuchawkę. Po
podłączeniu się do Matrixa usłyszeliśmy głos przewodnika plus wszystkie szumy z
okolicy, które zbierał jego mikrofon.
Udaliśmy się
pod Koloseum. Mamma mia! – To przewodnik. Tak reagował na przejeżdżające
karety, postaci przebrane za gladiatorów, zarabiające na życie fotografując się
z turystami, skutery przecinające mu drogę, pana Korcza z aparatem. Mr Lukas,
Mamma mia! Japanese tourist. Look! Mamma mia!
Follow the
black umbrella. – Podążaj za czarnym parasolem – Nieważne, że nikt go nie
widział, a wybór charakterystycznego znaku rozpoznawczego, który w zamyśle miał
go wyróżniać z oceanu ludzi wokół nas, był chyba najmniej trafną decyzją, jaką
podjął tamtego dnia.
Za to mówił
ciekawie. Z góry zaznaczam, że nie sprawdzałem informacji zasłyszanych od
przewodnika w szanujących się źródłach i napiszę to, co zapamiętałem.
Koloseum
zostało zbudowane rękoma 40 tysięcy niewolników sprowadzonych do Rzymu przez Cesara
Vespazjana. Zajęło im to około 8-10 lat i wreszcie 80 lat przed naszą erą Cezar
Titus dokonał inauguracji areny, na której szacuje się, że przez kolejne 600
lat zginęło od 600 do 700 tysięcy ludzi. Czyli około średnio około 3 osoby
dziennie. Zaznaczył, że choć będąc najbardziej rozpoznawalną budowlą w Rzymie,
Koloseum jest pomnikiem krwawym i smutnym.
Obok
Koloseum biegnie fragment doskonale zachowanej drogi z czasów Rzymskich. Jeśli
ktoś by się zastanawiał jak wyglądały w rzeczywistości słynne wszystkie drogi,
które prowadzą do Rzymu, to było to.
Chwilę
później podążaliśmy inną drogą – Via dell’Impero a obecnie Via dei Forii
Imperiali – nazwa zmieniona ze względu na pana, który kazał ją wybudować. Miał
na imię Benito.
Jest to
droga w centrum Rzymu łącząca Koloseum z Piazza Venezia.
Po obu
stronach znajdują się ciekawe budynki. Po lewej wykopaliska archeologiczne,
które wyglądają jak wielki ogród z fragmentami fundamentów, kolumn i
pozostałościami starożytnych budynków.
Tam
zobaczyliśmy także pomnik innego Rzymskiego dyktatora. Miał na imię Juliusz.
Chwilę
później znaleźliśmy się na ogrodzie / tarasie, z którego rozciągał się piękny
widok na Rzym. Wcześniej zerknęliśmy na Marka Aureliusza dumnie siedzącego na koniu.
Przed
wyjazdem jeszcze raz przypomniałem, że bezapelacyjnie żądam pozostawienia
swoich dokumentów w domach partnerów. Zaznaczałem z 10 razy, że w Rzymie będzie
mnóstwo turystów, ale także i złodziei kieszonkowych. Pan przewodnik też bez
przerwy ostrzegał przed złodziejaszkami wszelkiej maści i gdy schodziliśmy
schodami w kierunku Altare della Patria (Rzymski odpowiednik naszego Grobu
Nieznanego Żołnierza) Mamma mia! Szymon zasuwa biegiem z powrotem, ponieważ… zostawił
plecak na ławce w ogrodzie / tarasie. Zuch chłopak! On mi się wraca, czarna
umbrella jak gdyby nigdy nic zeszła już ze schodów i skręca w prawo a wszyscy
follow, wokół morze ludzi, a jeszcze pani Paula jest gotowa, by odprowadzić
Michała na postój taksówek. Michał wraca do Polski. Mamma mia! Doganiam
przewodnika! Stop! Proszę Michała (jest ich sześciu) żeby nie pozwolił czarnej
parasolce się ruszyć choćby na centymetr, zanim Szymon nie wróci z plecakiem lub
bez i odprowadzam drugiego Michała.
Powodem jego
powrotu nie była broń Boże jakaś niesubordynacja, lecz ważna sprawa rodzinna.
Dostał ode mnie polecenie, żeby wysyłać sms-a na każdym etapie podróży.
Taksówką miał dojechać na Estación Termini – stamtąd specjalnym pociągiem na
lotnisko Fiumicino. Stamtąd miał samolot do Warszawy a w Warszawie do Poznania.
Na każdym!
Pójdziesz do ubikacji i masz mi wysłać sms-a. Jasne? – Oczywiście, proszę pana!
A mogę wysłać MMSA?
Nie zdążyłem
przejść przez ulicę dostaję pierwszego:
7 maj. 12:01
– Jestem w Taxi.
Bezczelny
gnom!
Wracamy, by
dołączyć do grupy. Szymon odzyskał plecak. Altare della Patria nie przypomina
Warszawskiego pomnika. Niczym. Jest monumentalne. Piękne. Co ciekawe, Włosi
twierdzą, że nasz warszawski pomnik zrobił na nich o wiele większe wrażenie. Choć
minimalistyczny, w swojej symbolice, jest równie piękny. I wzruszający.
Udajemy się
w kierunku Panteonu. Przechodzimy przez ruchliwe rondo i kilka ruchliwych
skrzyżowań. Mamma mia! Nie ma świateł. Prawie nigdzie. O przechodzeniu przez
ulicę, na pasach można by napisać osobny post. Follow the black umbrella!
7 maj.
12:19. – Dworzec.
Daria czuje
się dobrze. Wyśmienicie jak na okoliczności. Cały czas jest przy niej Eliza i jej
mama. Paola zadzwoniła do swoich dwóch znajomych Polek z San Benedetto i one
także przyszły do Darii ją odwiedzić, kiedy byliśmy w Rzymie. Uwierzycie Państwo???
Po porannym obchodzie było już pewne, że najgorsze za nami. Antybiotyki, które
otrzymała były bardzo skuteczne. Czuła się o wiele lepiej. Na prośbę pani Pauli
ani pani Maria ni ja nie mogliśmy zostać z Darią. 36 osób w takim mieście jak
Rzym musi być mocno przypilnowane. Nawet, jeśli, drodzy rodzice, wasza młodzież
jest bardzo zdyscyplinowana i dojrzała. Natomiast Daria przez cały czas miała
opiekę i towarzystwo.
Panteon
został zbudowany za pieniądze Agrippy podczas władania Cezara Augustusa i
przebudowany przez Cezara Hadriana w 126 roku naszej ery. Wchodzimy do środka.
Robi wrażenie. Zwłaszcza fakt, że u góry jest otwór, przez który swobodnie do
środka budynku pada słońce. A czasem deszcz! Tuż obok panteonu znajduje się
fontanna z jednym z najstarszych egipskich obelisków na świecie. 3000 lat. Jak
widać Rzymianie okradali Egipt zanim zrobił to Napoleon Bonaparte a po nim
Anglicy.
Turcy i
chińskie badziewie. Wszędzie. Nasz przewodnik jest ewidentnie uprzedzony. Nie
kupujcie tego szajsu. Chińskie badziewie zalewa Włochy. Lody niedługo będą chińskie.
I pizza. Mamma mia! Brak kosmopolitycznego spojrzenia na życie jakoś nie
wpisuje się w zestaw wartości naszej wymiany, ale trudno!
Tylko muszę w końcu
wejść na moralizatorskie tony, w kwestii komentarzy młodzieży o czarnoskórych sprzedawcach
selfie-sticków i okularów przeciwsłonecznych. Ja rozumiem, że byli natrętni, ale ci biedni ludzie często
wykorzystywani przez mafijne organizacje przestępcze pracują w ciągłym strachu
przed Polizia i Carabinieri. Zauważcie, że nie mieli tyle szczęścia by urodzić
się w takich wspaniałych rodzinach jak wasza i nie chodzą po Piazza Navonna z iphone’ami,
znudzeni, tylko walczą o przeżycie. I takie tam wychowawcze gadki.
Nasza
wycieczka kończy się na Piazza Navonna, gdzie centralnym punktem jest Fontanna
de Quattro Fiumi – Fontanna czterech rzek. Zaprojektowana przez Gian Lorenzo
Bernini w 1651 roku. Moja mama, Elżbieta, komentując naszą wizytę w Rzymie,
pyta a raczej stwierdza, że to cudowne móc zauważyć różne epoki w architekturze
miasta. Szczęśliwa kobieta! Ja cały czas się łudzę, że znajdę moment w swoim
życiu, by nauczyć się zauważać takie rzeczy i je doceniać. Do teraz pamiętam,
że po 10-dniowej przygodzie w Paryżu, gdzie dała z siebie wszystko, by pokazać
mnie i bratu piękno tego miasta, zapytała, co było najfajniejsze.
ERUODISNEYLAND, odpowiedzieliśmy bez namysłu. Każdy wiek ma swoje prawa, Ehhhh.
Ale do galerii Que d’Orsay wróciłbym teraz z innym nastawieniem. Przepraszam
mamo! (Też nas czyta J)
Ale tak na serio, to prawda. Rzym to architektoniczna podróż przez historię
człowieka.
Tu żegnamy
się z przewodnikiem i idziemy na lunch.
7 maj, 12:35
Odwołali lot z Fiumicino. Ojciec szuka czegoś z championi. W razie czego dojadę
taxi na to drugie.
Jeśli ktoś
chce wiedzieć jak wyglądało lotnisko Fiumicio tej nocy? Proszę.
Nie, nie! To
nie atak terrorystyczny. Pożar zaczął się w kuchni. Ewidentnie włoska kuchnia
może czasem stwarzać mniejsze lub większe problemy.
Dzwonię do
Michała. Z tej stacji też jedzie pociąg na Championi. Po prostu znajdź kogoś,
kto mówi po angielsku (mission impossible) i ogarnij bilet na to lotnisko.
Paola odradza taksówki, które nie są wybrane przez Paolę.
7 maj. 13:39
Ok. 14.20 będzie wiadomo czy lecę innym samolotem czy zostaję.
Po lunchu
idziemy do Watykanu. Tutaj już poziom włoskiego rozwalenia zaczyna mnie powoli
drażnić. Nawet nie chodzi o zbiórkę. Wszyscy przyszli o czasie. Tylko, dlaczego
stoimy bezczynnie przez kolejne 30 minut? Na co czekamy, proszę pana? Co teraz
robimy? Gdzie idziemy, proszę pana? Nie wiem. Zapytajcie pani Pauli. Nie wiem.
Bo co mam powiedzieć? My, zmasakrowani przez 126 lat zaboru niemieckiego,
nauczeni porządku z wgranym do mózgu programem zadaniowym nie potrafimy
zwyczajnie sobie czekać, w słońcu, w pięknej scenerii z miłymi ludźmi wokół
nas. Nie! My mamy misję. Watykan i Bazylika Świętego Piotra. Teraz. Marsz.
Andiamo! Natychmiast. Nie mówię, że to coś złego. To zwyczajnie zderzenie
kultur. Dla Włochów to normalne. Powoli. I tak dojdziemy. Gdzie się tak spieszysz?
Lukasz? Ale drażni.
Zafascynowały
nas publiczne ujęcia wody pitnej, gdzie można było uzupełnić zapasy wody,
bowiem w Rzymie panowały sierpniowe temperatury. Było gorąco, ale wiał wiatr i
dało się jakoś przetrwać.
7 maj 15:28
W pociągu.
7 maj 15:36
Pociąg ruszył
7 maj 16:09
Dojechałem
7 maj 16:26
Odblokowano mapę: terminal. – Gadka z gier komputerowych. Bezczelny gnom!
Idziemy. Ale
jak. Poooowooooli. I grupa się rozciąąąąąga. W końcu dzieli się na dwie. Tam
moi uczniowie i tu moi uczniowie. Dzwonię do Michała (jest ich sześciu). Dostał
w spadku aparat fotograficzny od Michała (jest ich sześciu) i pytam czy robi
zdjęcia. A gdzie Pan jest? Jestem za wami. Daleko? Nie wiem.
Łączymy się
na moście tuż przed Watykanem naprzeciwko Castel de Angelo. Chwila przerwy. Która to już
z kolei? Andiamo. Ale nie wszyscy. Przed światłami (są światła) przed Watykanem
czekamy na tych, co na moście. Kolejne pół godziny, ktoś musi pójść i ich
pogonić. W końcu razem przechodzimy kolejne światła. Czerwone, czekamy, ale
obok cafeteria italiana i Włosi i Polacy kupują lody, ciastka. Dotrzemy do
Watykanu przed Bożym Narodzeniem? - Pytam Paolę. Oczywiście, uśmiecha się
szeroko!
Dotarliśmy. Kolumny!
Pięknie. Ciutkę mniejsze niż w telewizji. Ciutkę? O wiele mniejsze. Fenomen
zrozumie ktoś, kto pojedzie na mecz na Bułgarską. Telewizja kłamie!
Wchodzimy do
Bazyliki św. Piotra. Nie wszyscy. Drogie Panie! Zakryte ramiona i uda? Przykro
mi! Szkoda, że nam nikt nie powiedział, że pojedziemy do Watykanu wcześniej.
Przypomniałbym uczniom o zasadach zwiedzania kościołów. Za to Ola jest obrotna.
Choć tak ubrana dała radę pożyczyć dwie bluzy i ochroniarze pozwolili jej wejść
do kościoła.
Nie jestem
najbardziej religijnym człowiekiem na świecie, a jednak po wejściu do Bazyliki…
Tego się nie da opisać. Miałem łzy w oczach. Naprawdę! Zapiera dech w piersi.
Ja rozumiem, że to tylko słowa. Jednak wnętrze zdaje się mówić: Jesteś u
źródła. Tu się wszystko zaczęło. Jesteś w centrum. Dotykasz Boga. Ehhhh.
Szukamy
grobu Jana Pawła II. Michał (jest ich sześciu) przyrzekł rodzinie, że jeśli znajdzie
się tutaj to pomodli się za nich przy grobie naszego papieża. Do niego dołączył
Romek. Kacper komentuje: Imponują mi młodzi ludzie, którzy nie wstydzą się
swojej wiary. No niech Pan sam powie, tak często jest, że my się nie
manifestujemy z religijnością.
Ten, kto się
wstydzi swojej wiary, nie jest wierzący - komentuję. No, bo co mam powiedzieć?
Wspominałem
już, że państwa dzieci są wspaniałe? Pewnie tak.
7 maj. 18:21
– New skill: getting on the plane (Odblokowano nową umiejętność. Wchodzenie do
samolotu.)
Bezczelny
gnom!
7 maja.
18:21 - Na pokładzie.
Michał leci
do Monachium a stamtąd do Wrocławia.
Pytam ochroniarza,
jak można dotrzeć do Kaplicy Sykstyńskiej. On mi odpowiada płynnym angielskim, że
można, ale trzeba przyjść jutro, bo dziś już za późno. Na moment przerywa,
bowiem do sekcji, której pilnuje wchodzi mężczyzna, odwraca się lekko, się
kłania na powitanie i z powagą i profesjonalną godnością wraca do rozmowy.
Płynnie. Niezauważalnie. Jestem w szoku. Tak, więc jutro musi się, Pan, ustawić
w kolejce na zewnątrz po lewej stronie. Thank you for your help, Sir.
You are welcome!
Proszę pana,
ci ochroniarze w bazylice mówili świetnie po angielsku. Jak nie Włosi.
To nie były
Włochy. To był Watykan.
Autobus
czekał na nas za rogiem. Co nie przeszkodziło nam dotrzeć do niego w 20 minut.
Powoooooli.
Wracamy do
San Benedetto. Zmęczeni. Szczęśliwi.
Ps. Marta
kupiła na Piazza Navonna 6 torebek.
Słownie: sześć.) Koleżanka trzy.
????????????????????????????????????????????????
Do San Benedetto wracamy po 22.00. Szymon zostawił w autobusie bluzę.Kogoś to dziwi? Koledzy się zorientowali. Tak więc ma komplet: plecak i bluza. Głowa też chyba jest na swoim miejscu.
7 maj. 22:23
Tata Michała – Niestety jest we Frankfurcie.
(Gdzie???) Może nad Odrą. - Nie. (mówi pani Maria) Odebraliby go samochodem. Na pewno nad Menem.
7 maj. 22:24
Jest w trakcie przebukowywania. Czekam na wynik.
7 maj. 23:09
Przebukowany. Wylot rano 8.50. 10.05 w Poznaniu. Ma zapewniony nocleg w hotelu,
kolację oraz taxi do i z hotelu. Jak dotrze do hotelu wysyłam sms.
7 maj. 23:25
Jest w hotelu. Zmęczony, ale zadowolony. (Cały czas tata Michała)
Michał na
swoim wewnętrznym czacie na fejsie z kolegami: Za hajs Lufthansy baluję i
wstawia zdjęcie z hotelu.
Zuch
chłopak!
Piątek
Rozpoczęliśmy
dzień w szkole od spotkania z panią dyrektor. Przeprosiła za swoją nieobecność
w poniedziałek (niepotrzebnie) i podziękowała za pobyt. My podziękowaliśmy za
gościnę. Polskimi krówkami i albumami o Środzie i Poznaniu.
Podziękowaliśmy
pani dyrektor oraz Paoli. Zwłaszcza pani Paoli Talame. Ta kobieta jest
cyborgiem. W tym roku koordynowała 11 (słownie: jedenaście) wymian
międzynarodowych. Cały czas na telefonie. Podczas naszego pobytu wysłała grupę
uczniów do Hiszpanii, przyjęła grupę z Belgii i opiekowała się nami. To dzięki
niej Państwa dzieci zobaczyły i doświadczyły tyle fantastycznych rzeczy. Na zdjęciu Richard (pan od j. angielskiego, pani dyrektor, poniżej p. Korcz, p. dyrektor i p. Paola Talame).
Opiekunowie.
Poniżej:
p. Talame
Paola – nauczyciel j. hiszpańskiego (Włochy)
p. Maria Zielińska
Sierpowska – nauczyciel j. niemieckiego ZSR (Polska) (W środku)
p. Łukasz
Korcz – nauczyciel j. angielskiego ZSR i
ZSA (Polska)
Po spotkaniu
z p. dyrektor pojechaliśmy autobusem do centrum San Benedetto, gdzie czekała na
nas pani przewodnik. Zamiast czarnej parasolki miała duży kolorowy kwiat,
przypominający słonecznik. Wybór tego gadżetu był bardzo trafną decyzją, jaką
podjęła tego dnia. Opowiedziała nam historię miasteczka i zaprowadziła do
portu, gdzie znajdują się wcześniej wspomniane rzeźby wyryte na kamieniach
okalających drogę na molo. Później do wieży w centrum miasta. Gdy byliśmy na
szczycie, dzwon na wieży zaczął dzwonić. Znienacka. I dzwoni nadal. Mi. W uszach.
8 maja. 10:03
– Tata Michała – Orzeł wylądował.
8 maja. 11.00
– Michał w domu. Zdążył. Dziękujemy.
Wieczorem
Państwa młodzież bawi się na plaży. Szymon (jest ich wielu) wpadł na pomysł, by
zrobić niespodziankę urodzinową dla jednej z Włoszek z wymiany. Przygotowali
prezent. O północy go wręczą.
Wspominałem,
że Państwa dzieci są wspaniałe? Pewnie tak.
Sebastian
mówi, że tata jego partnerki jest policjantem i w San Benedetto jest
bezpiecznie. Zwłaszcza przed sezonem. Więc, proszę się nie martwić!
Po południu
mogłem wreszcie odwiedzić Darię. Była przy niej Eliza i jej chłopak. Daria
czuje się dobrze. Porozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że muszą jej zrobić
rano badania krwi, by móc ją wypisać. Jeśli badania będą dostatecznie dobre Daria
zostanie wypisana. Jeśli nie, będę musiał podpisać zgodę na wypisanie Darii na
jej własną prośbę. Mama się zgodziła i też sytuacja zdaniem lekarzy nie zagraża
życiu. Znaczy podróż autobusem do Polski jest OK niezależnie od wyników badań.
Natomiast musi być dalej leczona w kraju. Wyniki będą około 10 rano w sobotę. Mówię,
że to za późno. W takim razie zrobimy je teraz. Poinformujemy Państwa
telefonicznie. Bardzo, bardzo dziękuję. Wracam do sali, w której leży Daria. Jest
zamknięta. Muszę poczekać. Pobierają jej krew do badania. Tak szybko?
Paola przyjeżdża
z bukietem kwiatów. Była siesta (wiem wiem, to nie Hiszpania), ale sklepy, w
tym kwiaciarnie zamknięte. Poprosiłem, by kupiła kwiaty dla mamy dziewczynki.
Mamy Elizy niestety nie ma w szpitalu. Wręczam córce. Tego ile ta rodzina
zrobiła dla Darii i dla nas, nie da się opisać.
Wieczorem p.
Paola wysyła sms-a. Results. OK. – Wyniki OK.
Pani Maria pyta, czy sobie wyobrażam co by się stało, gdyby dziewczyna leciała z Michałem do Polski. Przez Monachium i Frankfurt itd. (Taki był przecież zamysł, jej, jej rodziców i nasz). Mój mózg potrzebował chwili, żeby przetworzyć informację. Zamarłem. Jaką my mieliśmy furę szczęścia, że ta lekarka na pogotowiu była taka stanowcza. Karma.
Uff
Jutro rano
wyjeżdżamy o 11.00. Sindbad odbierze nas spod szkoły. A my zostawimy bagaże w
jednej z sal i pójdziemy na plażę.
Poprosiłem Państwa dzieci o zdjęcia jedzenia, pokoi, domów i rodzin. Postaram się zrobić z tego 3 duże kolaże w przyszłym tygodniu. Wyślę SMS jak będą gotowe.
I to chyba wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz