piątek, 28 marca 2014

Den Bosh i smaczki

Den Bosh i smaczki

Bardzo ładne miasto. Stare kamienice, kościół, ratusz. Duży rynek. Tak jak u nas :-) Na początku zatrzymaliśmy się przed gotycką katedrą w Den Bosh. Ale nie zwiedzaliśmy jej. W zasadzie w ogóle o niej nie rozmawialiśmy. Wątpię nawet, czy wszyscy ją zauważyli. Emil zauważył. Może dlatego, że mieszka obok kościoła w Zaniemyślu. Stwierdził, że w tej katedrze zmieściłoby się 10 jego kościołów. Czyli była duża. Chwilę później dociekał, czy naprawdę wstawiłem zdjęcie jego kolana. Od kogo się dowiedział? Nie, nie. Nie od kolegi (uczestnicy wymiany też, czytają o tym, co robili poprzedniego dnia. Czy to nie dziwne.) Emil dowiedział się od... mamy. Pozdrawiamy. Ale rozumiem. Kontrola jest najwyższą formą zaufania.  Nie kłamałem. Chodzi. Nie potrzebuje kul.

Za to Kabir niestety tak. Skręcił kostkę dość mocno. Niefajne było to, że Kabir pomaga mamie, roznosić gazetki reklamowe i ulotki. Teraz nie byłby w stanie. I wiecie, Państwo, co? Marcin zaoferował, że zrobi to za niego. Cytat z Marcina: Jeśli na drzwiach jest naklejka która mówi na czerwono „nie i nie” to nie wrzuca się nic. Jeśli jest tylko jedno „nie” i „zielone” tak, to wrzuca się albo ulotki albo gazetkę.  Podobało mu się. That was a nice one, mate! Thank you, Marcin!

Ale, Marcin tylko nie emigruj. Proszę. Wiem, że oni tu w euro płacą ale w Polsce też można zrobić karierę. :-)

Chyba :-)

W Den Bosh zrobiliśmy czwarty konkurs. Polegał on na tym, że uczniowie założyli na głowę pończochę, do której David włożył piłkę tenisową. Musieli tak ruszać głową by przewrócić plastikowy kubek postawiony na ziemi. Nie było to łatwe. Następnie biegniemy do drzewa, zawracamy, przewracamy drugi kubek i do mety. Dawid wie, która grupa wygrała. Sorry.



Na rynku w Den Bosh spotykamy Kim. Chwilę czekaliśmy obserwując artystę ulicznego, który robił przepiękne bańki mydlane.

Kim przygotowała dla uczniów ostatnie zadanie. Otrzymali mapę centrum Den Bosh oraz pytania, na które musieli znaleźć odpowiedzi. Ponieważ towarzystwo bardziej było zorientowane na żółte M symbolizujące to miejsce z cheeseburgerami, shake’ami, frytkami i niezdrową żywnością w ogóle, udali się szybko wszyscy w 54 osoby do Centrum Informacji Turystycznej, gdzie pracuje tata jednego z Holendrów i odpowiedzi mieli w kilka minut. Litości! Ale ... Gratuluję pomysłu! Myślę, że to jak ze mną i z winem. Teraz doceniam jego smak, kiedyś nie lubiłem. Rodzice nie martwcie się. Zainteresowanie architekturą, zabytkami, sztuką wyższą niż kreskówka na youtube też przyjdzie. Kiedyś...



Ale to nie znaczy, że siedzieli w Maku cały czas. Wiele osób pozwiedzało Den Bosh. Tylko że na swój sposób. Tak jak pisałem miasteczko urocze. Pogoda też.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz