Den Bosh i smaczki
Bardzo ładne miasto. Stare kamienice, kościół, ratusz. Duży
rynek. Tak jak u nas :-) Na początku zatrzymaliśmy się przed gotycką katedrą w
Den Bosh. Ale nie zwiedzaliśmy jej. W zasadzie w ogóle o niej nie
rozmawialiśmy. Wątpię nawet, czy wszyscy ją zauważyli. Emil zauważył. Może
dlatego, że mieszka obok kościoła w Zaniemyślu. Stwierdził, że w tej katedrze
zmieściłoby się 10 jego kościołów. Czyli była duża. Chwilę później dociekał,
czy naprawdę wstawiłem zdjęcie jego kolana. Od kogo się dowiedział? Nie, nie.
Nie od kolegi (uczestnicy wymiany też, czytają o tym, co robili poprzedniego
dnia. Czy to nie dziwne.) Emil dowiedział się od... mamy. Pozdrawiamy. Ale
rozumiem. Kontrola jest najwyższą formą zaufania. Nie kłamałem. Chodzi. Nie potrzebuje kul.
Za to Kabir niestety tak. Skręcił kostkę dość mocno. Niefajne
było to, że Kabir pomaga mamie, roznosić gazetki reklamowe i ulotki. Teraz nie
byłby w stanie. I wiecie, Państwo, co? Marcin zaoferował, że zrobi to za niego.
Cytat z Marcina: Jeśli na drzwiach jest naklejka
która mówi na czerwono „nie i nie” to nie wrzuca się nic. Jeśli jest tylko
jedno „nie” i „zielone” tak, to wrzuca się albo ulotki albo gazetkę. Podobało mu się. That was a nice one, mate! Thank
you, Marcin!
Ale, Marcin tylko nie emigruj. Proszę. Wiem, że oni tu w
euro płacą ale w Polsce też można zrobić karierę. :-)
Chyba :-)
W Den Bosh zrobiliśmy czwarty konkurs. Polegał on na tym, że
uczniowie założyli na głowę pończochę, do której David włożył piłkę tenisową. Musieli
tak ruszać głową by przewrócić plastikowy kubek postawiony na ziemi. Nie było
to łatwe. Następnie biegniemy do drzewa, zawracamy, przewracamy drugi kubek i
do mety. Dawid wie, która grupa wygrała. Sorry.
Na rynku w Den Bosh spotykamy Kim. Chwilę czekaliśmy
obserwując artystę ulicznego, który robił przepiękne bańki mydlane.
Kim przygotowała dla uczniów ostatnie zadanie. Otrzymali
mapę centrum Den Bosh oraz pytania, na które musieli znaleźć odpowiedzi. Ponieważ
towarzystwo bardziej było zorientowane na żółte M symbolizujące to miejsce z
cheeseburgerami, shake’ami, frytkami i niezdrową żywnością w ogóle, udali się
szybko wszyscy w 54 osoby do Centrum Informacji Turystycznej, gdzie pracuje
tata jednego z Holendrów i odpowiedzi mieli w kilka minut. Litości! Ale ... Gratuluję
pomysłu! Myślę, że to jak ze mną i z winem. Teraz doceniam jego smak, kiedyś
nie lubiłem. Rodzice nie martwcie się. Zainteresowanie architekturą, zabytkami,
sztuką wyższą niż kreskówka na youtube też przyjdzie. Kiedyś...
Ale to nie znaczy, że siedzieli w Maku cały czas. Wiele osób
pozwiedzało Den Bosh. Tylko że na swój sposób. Tak jak pisałem miasteczko
urocze. Pogoda też.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz